Gdy słonik Julian skończył śniadanie,
popadł w typowe dlań zadumanie,
w miseczce utkwił swoje oczęta
i rzekł bezradnie: „No nie pamiętam,
czemu ten przedmiot leży na stole”,
a mars zagościł na jego czole.
Poczuł, że czarną dziurę ma w głowie
i że mózg raczej mu nie podpowie.
Zebrał z wysiłkiem myśli słoniowe
i miskę włożył sobie na głowę.
„Wiem już! Beretką musisz być snadnie!
Niech spojrzę w lustro – ależ mi ładnie!”
Myślał, ze próżność połechce mile,
niestety spotkał dwa krokodyle
„Jak ci się wiedzie, drogi sąsiedzie,
na jakąś wojnę w tym hełmie jedziesz?”
Wnet ujrzał żółwia i myśl miał nową
„Chce pan skorupę mieć zapasową?
Rzecz to porządna, rzecz to galanta,
godna modnisia i eleganta”.
Żółw ze skorupy wystawił głowę
„Nie są w mym guście rzeczy stalowe.
Muszę na plecy też mieć baczenie,
a ta skorupa – ciężka szalenie…”
Żabę swym nowym pomysłem dręczył:
„Może ta balia Panią wyręczy?
Po co zabierać się za pływanie –
kiedy mieć można łódkę na stanie?
Niechaj się Pani w środku rozgości,
wszyscy wnet będą Pani zazdrościć”.
Żaba chcąc bardzo poczuć wygodę,
poszła wraz z „balią” prosto pod wodę.
Nie mogąc oddać przysług nikomu,
słoń postanowił wrócić do domu.
W foliówkę włożył przedmiot tajemny
i chciał się myślom oddać przyjemnym,
lecz nagle pomysł olśnił go nowy:
„W rękach abażur mam wyborowy”.
W misce wywiercił dość dużą dziurę
i ją połączył z żarówki sznurem.
Efekt spodobał mu się niezmiernie
„Zamocowałem ten klosz misternie…”
Wtem nagle poczuł burczenie w brzuchu
i w jednej chwili zamarł w bezruchu.
Teraz pamiętam, co zapomniałem –
to przecież miska, więc ciała dałem.
Polewką prędko wypełnił miskę,
chcąc w niej utopić swe wpadki wszystkie.
Niestety zupa uciekła ciurkiem,
bo miska miała w swym denku dziurkę.