Pewnego razu, w niedzielny ranek,
gdy słońce na niebie świeciło jasno,
pomyślał sobie ciekawski Franek:
„A może wybrać się tak za miasto?
Dniem tak bezczynnie w pokoju siedzieć,
można z nudy aż nadto nawyknąć.
Pojadę dzisiaj z Łodzi do Zgierza,
czas w końcu nos na zewnątrz wytknąć!”
Plan na wycieczkę – zabawnie prosty:
wsiąść do tramwaju, dojechać do Zgierza.
Nie miną nawet cztery kwadranse
już będzie witał zgierskiego jeża.
Czekał więc Franek na Zdrowiu poleskim
czekał, badając przystanku zakątki.
Czterdziestki szóstki doczekać się nie mógł,
więc wsiadł nieborak do pierwszej dziewiątki!
A że tramwajem jeździł nie często,
to na krańcówce się zorientował,
że podróż odbył wszak nie do Zgierza
lecz, hen, na Widzew, do Augustowa.
Cóż tu poradzić, być może inny
tramwaj do Zgierza znajdzie w tej biedzie.
Sprawdził rozkłady i jest! Eureka!
Szesnastką, przez centrum, też się dojedzie!
Wsiadł więc w szesnastkę, lecz i tym razem
na próżno szukać zgierskiego jeża,
bo mały Franek tramwajem jechał,
który w kierunku: „Kurczaki” zmierzał.
Zachodzi w głowę strapiony Franek,
jak z sytuacji tej się wydostać.
„A może wrócić do punktu wyjścia
i na Polesie znowu się dostać?
Tak jest! Tym razem już dopilnuję,
pomyłka z tramwajem nie zajdzie ta sama…”
Nie zdążył dokończyć złotej swej myśli,
ktoś chwyta za ramię. To Franka mama!
„Franek, nicponiu, ja pół niedzieli,
martwiłam się, ciebie szukałam.
Gdzieś się podziewał? Czemu żeś uciekł?”
„Mamo, ja tylko do Zgierza chciałem!”
Nasz mały Franku, wygląda na to,
że Zgierza zobaczyć nie będzie ci dane.
Ale nie zmartwił się Franek nadto –
bardziej od jeża chciał ujrzeć mamę!
„Pamiętaj zawsze, niesforny synku,
jeśli wycieczki jakieś masz w planie,
do Zgierza, parku, czy na boisko –
opowiedz o nich najpierw swej mamie”.