Mirosława Lis

Królofelki – Kartofelki

Królofelki – Kartofelki
mają dzisiaj kłopot wielki,
bo królewna Ziemniaczanka
pobrudziła swe ubranka.

Poplamiła, poniszczyła,
z sukni szmata się zrobiła!
A z koszulek z falbankami
nie zostały nawet plamy!

Królofelka cała w nerwach.
Zamartwiają się dworzanie,
bo królewna Ziemniaczanka
biega boso i w piżamie!

Naraz dzwonek się rozlega
i kołacze ktoś do drzwi.
Wchodzi poseł w płaszczu złotym,
w dłoni trzyma jakiś list.

„Książę Felek – piękny, młody,
dziś urządza wielki bal
i zaprasza Ziemniaczankę.
Będą tańce na sto par”.

To się wtedy porobiło!
Lament, rwetes, płacz i łzy.
Jak Królewna w brudnych strojach
ma na takim balu być?!

Królofelek – Kartofelek,
dwóch marszałków,
wojewodę, rezydenta,
a ponadto księgowego
generała i rejenta.

Namyślali się, pocili,
i stękali, i martwili.
Może tak, a może siak…
Może nijak, może wspak?…

Wymyślili ministrowie,
że ustawy spiszą nowe.
Marszałkowie z wojewodą
popierali każde słowo.

A księgowy u rejenta
znalazł błędy w jego księgach.
I rezydent nic nie wskórał,
bo go wciąż swędziała skóra.

Zdenerwował się generał
„Dość grzebania już w papierach!
Trzeba działać! Bal wieczorem.
Idę po armaty swoje!”

Nagle w drzwiach wędrowiec staje,
ukłon wszystkim piękny śle.
No bo dobrym jest zwyczajem
z każdym grzecznie witać się.

„Jam jest krawiec z miasta Łodzi
i po świecie włóczę się.
Umiem suknię sładnie zrobić
za chlebowe sznytki dwie”.

Klasnął w dłonie Królofelek
„Nasz wybawco! Bohaterze!
Wołać prędko Ziemniaczankę!
Swemu szczęściu wprost nie wierzę”.

Nie minęła nawet chwilka,
gdy się zebrał cały dwór.
Przyniesiono liście w tytkach
oraz kwiatów wielki wór.

Krawiec zdębiał i oniemiał.
„Cóż za towar?! Żaden glanc!
Jak z takiego mam badziewia
uszyć suknię? To ci kram…”

Ale moda tutaj taka,
i nie łódzka, nie paryska.
Królofelki chodzą w kwiatach,
Spodnie mają całe w listkach.

Myśli krawiec: „jam robociarz,
co zwyczajny pracy jest.
Ma być suknia? Będzie suknia
Jeszcze naród zdziwi się!

Okna bystro zafirańcie,
zarajgować nici chcę.
Trzeba wszystko zszyć galancie,
bo wychatrać może się”.

Zafiranił, zarajgował,
chechłał, chatrał i zeszywał.
Suknię z kwiatów wyszykował
Wystarczyła mu godzina.

Pokraśniała Ziemniaczanka.
Suknia piękna! Co za krój!
„Nie chcę chodzić już w piżamkach.
Ten królewski wolę strój!”

Królofelek – Kartofelek
po koronie się podrapał.
Coś tam szepnął księgowemu
i do krawca tak powiada:

„Zostań z nami drogi Panie,
miejsca dość w pałacu mam.
Będziesz pierwszym szambelanem.
Worek złota też ci dam”.

„Dzięki Królu za twe chęci.
Nie chachmęcisz, to się wie.
Ale ciekać po salonach
i na srebrach żulik jeść?

To nie dla mnie! Ja bałuciarz
i w famułce mieszkać chcę.
Wtrajlać wolę zalewajkę
i prażoków michy dwie.

Wracam dziś do mojej Łodzi,
tam klapitkę znajdę se.
Na Pietrynie, przy Tuwimie
będę miał od jutra sklep!

A w tym sklepie towar ładny:
suknie, bluzki i spódnice,
nadto portki i kaftany.
Wszystko to przeze mnie szyte”.

Królofelki – Kartofelki
mają teraz kłopot wielki,
bo królewna Ziemniaczanka
ciągle nowe chce ubranka.

Choć nie niszczy i nie brudzi,
nie narzeka, nie marudzi,
ale każdej damie dworu
wciąż powtarza do oporu:

„Że najlepszych strojów w świecie
nigdzie indziej nie znajdziecie.
I na balach jest już w modzie
nosić suknie z miasta Łodzi!”